Dzień dobry Państwu.
Buduję stronę internetową. 
Zaczynam od zakładki WYSTĘPY i dodaję kolejne.
Zapraszam do sprawdzania informacji i zawartości.
Kuba Sienkiewicz.

rok 2025

25.01  Kielce (ul. Zamkowa 5, Dom Środowisk Twórczych - Pałac T. Zielińskiego), trio 3G (Kuba Sienkiewicz, Sebastian Ruciński, Tomasz Wójcik)

28.02  Cieszyn (Cafe Muzeum), recital solo 2-częściowy (głos, gitara, wzmacniacz, bufet)

06.03  Warszawa (klub Falcon), ul. Myśliborska 114, duet, występ 2-częściowy

07.03  Warszawa (Służewski Dom Kultury), ul. Bacha 15, duet, recital totalny

14.03  Reda (Dom Kultury), duet z Łukaszem Dąbrowskim, recital pełny przekrojowy

15.03  Gdańsk, koncert charytatywny, duet Kuba Sienkiewicz, Łukasz Dąbrowski (dalsze szczegóły później)

21.03  Warszawa (Służewski DK: "Zbigniew Łapiński - akompaniator", różni wykonawcy)

23.03  Włocławek - ("Zbigniew Łapiński - lirycznie i kabaretowo", różni wykonawcy)

29.03  Warszawa, Prom Kultury Saska Kępa, ul. Brukselska 23, g. 19:00, duet, recital pełny

01.04  Zgierz (spotkanie autorskie prowadzone przez Leszka Bonara + recital 3-częściowy, dalsze szczegóły później)

04.04  Gietrzwałd, Centrum Kulturalno-Biblioteczne, duet, występ jak należy

05.04  Płock (Dom Darmstadt Płockiego Ośrodka Kultury i Sztuki), duet, recital kompletny

06.04  Sierpc (spotkanie autorskie prowadzone przez Leszka Bonara)

25.04  Łomianki (Lemon Tree), duet, plener, 2-części, recital tradycyjny

08.11  Warszawa (solo, póki co tylko tyle)

15.11  Świeradów (Hotel Buczyński), trio DKS - Dąbrowski, Korecki, Sienkiewicz

Koncerty z zespołem Elektryczne Gitary  Elektryczne Gitary - koncerty

ARCHIWUM

17.01.2025  Ranczo Baranówka, adres: 42-690 Nowa Wieś Tworoska, ul. Leśniczówka 23. Początek 19:00, trio 3G: Kuba Sienkiewicz, Sebastian Ruciński, Tomasz Wójcik. Dwie części + pytania z widowni

12.01.2025  Karczew, ul. Warszawska 28, Urząd Miejski, Sala Konferencyjna, dwa występy: 17:00 i 19:00, czyli Koncert Noworoczny, duet (Kuba Sienkiewicz i Łukasz Dąbrowski)

13.12.2024 Elbląg: Bibliotek Elbląska im. C. Norwida, Św. Ducha 3. Wydarzenie nazywa się SALON POLITYKI. Krótka rozmowa i długi recital (gitara klasyczna + akordeon midi)

07.12.2024 Mińsk Mazowiecki, Biblioteka Miejska, ul. Piłsudskiego 1A, 19:00, recital solo (głos, gitara, wzmacniacz, slajdy). Gospodarzem spotkania jest Tomasz Krzymiński. Hasło wieczoru: "Biblioteka i estrada razem dla dobra ludzkości".

Kuba Sienkiewicz - ur. 1961, autor i wykonawca piosenki literackiej i popularnej, prezes zespołu Elektryczne Gitary oraz własnych projektów artystycznych. Układa i prezentuje swoje utwory od roku 1981. Nagrywa muzykę i piosenki do filmów i teatru. Współpracuje ze scenami literacko-muzycznymi. Prywatnie dr nauk medycznych, specjalista neurolog, przewodniczący rady Polskiej Fundacji Muzycznej.

kontakt: https://www.facebook.com/sienkiewiczkuba

album PANI BÓG  na serwisach cyfrowych   https://adm.ffm.to/panibog

CD PANI BÓG w sklepie Empik https://www.empik.com/pani-bog-sienkiewicz-kuba,p1547922297,muzyka-p?qa=pani%20b%C3%B3g&ac=true

album MOJA BAŃKA na serwisach cyfrowych  https://bfan.link/moja-banka

CD PANI BÓG w sklepie, z autografem https://kulturalnysklep.pl/product-pol-100453-Pani-Bog-wersja-z-autografem.html

komplet nagrań programu PANI BÓG   https://www.youtube.com/watch?v=tXKwZ8WtRI4&list=OLAK5uy_koaNqNvevgWAVM2B0Fp2jz6WZ9CIgCM84

PIĘKNE DNI nagranie z planszami do kontemplacji   https://youtu.be/c0kcekvYTgE

utwór PANI BÓG - wykonanie żywe (ledwo) 28.11.2023   https://youtu.be/jNzx3brHzQ4

koncert kwartetu 4G w Miejskim Domu Kultury w Myszkowie 30.11.2024 https://www.youtube.com/watch?v=G8_C6o7Ofbc / program: wytrąciłaś, serce jak pies, człowiek z liściem, mijamy się, dzieci, piękne dni, radość, koniec, dzień bez porno, co ty tutaj robisz, pani Bóg, spokój grabarza, ja żyję w bańce, jestem z miasta, wsadź ministra, oj dana hej, Kiler, łańcuch życia, przewróciło się

POWIEDZ SKĄD (klip)  https://www.youtube.com/watch?v=3VNEc-pXGYg

CZASY ŚREDNIE (klip)  https://www.youtube.com/watch?v=Cjm1dvoB8mk

DO PRACY GNAM (klip)  https://www.youtube.com/watch?v=h1scgj5KuSQ

Polska Fundacja Muzyczna Polska Fundacja Muzyczna

Wywiad z okazji płyty PANI BÓG (premiera 7.11.2024) - PAP 20.11.2024

24 listopada kończy pan 63 lata. Urodziny to dla pana pretekst do refleksji, podsumowań?

KS: Już tyle razy obchodziłem urodziny, że mi się skończyły refleksje. Natomiast posumowania ograniczam do ostatniego roku, który był pracowity. Nie lubię swoich różnych rocznic, bo wykorzystuje się je do promocji, często niepotrzebnie i na siłę. Wiele razy wywierano na mnie taką presję. Wolę proponować słuchaczom nowe projekty artystyczne, a nie liczyć lata. Jednak osiągnięcie obecnego wieku jest dla mnie o tyle istotne, że moja karta mobilizacyjna traci ważność. Już od 24.11.2024 nie będę musiał realizować zaleceń w niej zawartych. 

Strasznie dużo zamieszania wywołała pańska wypowiedź o tej karcie mobilizacyjnej.

KS: To już moja druga karta mobilizacyjna. Pierwsza była z czerwonym paskiem (karta mobilizacyjna z czerwonym paskiem oznacza, że jej adresat ma obowiązek w razie ogłoszenia mobilizacji lub w czasie wojny, stawić się do czynnej służby wojskowej w terminie natychmiastowym albo danego dnia mobilizacji o określonej w karcie godzinie). A ta ostatnia była z zielonym paskiem, czyli mogę już ruszać (karta mobilizacyjna z paskiem koloru zielonego – stanowi dla żołnierza rezerwy, informację o nadaniu mu przydziału mobilizacyjnego w zakresie grupy zabezpieczenia ukompletowania, bądź na uzupełnienie jednostek wojskowych w czasie wojny – red.). Na szczęście urodziny ten obowiązek zakończyły. 

Czy te karty mobilizacyjne miały związek z tym, że jest pan lekarzem? 

KS: Nie wiem, nie jestem specjalistą od wojskowości.

Wciąż jest pan lekarzem na pełen etat?

KS: Mam własną praktykę lekarską - jestem na samozatrudnieniu. Od bieżącego roku stopniowo ograniczam jej zakres. Zakończyłem swoją 20-letnią współpracę z Fundacją „Żyć z Chorobą Parkinsona”. Niedługo kończę też 38-letnią pracę w szpitalu, zatem nie będzie mnie już w publicznej służbie zdrowia, od przyszłego roku zostawię sobie tylko dwa prywatne gabinety. Chcę się skupić na swojej piosence autorskiej.

W pana życiu pierwsza była medycyna czy muzyka?

KS: Najpierw zostałem lekarzem, a dopiero po kilku latach - w r. 1990 - publicznie człowiekiem estrady. Interesowałem się muzyką jako meloman. Od czasów liceum szczególnie upodobałem sobie piosenkę jako formę artystyczną wyrażania siebie i opisywania świata. Z tego wzięła się własna twórczość. Po raz pierwszy swoje utwory zaprezentowałem przed dużą widownią w roku 1981 podczas studenckich strajków okupacyjnych na Akademii Medycznej. Była to idealna okazja, aby przed przychylną widownią, wielokrotnie wykonywać swój repertuar. Wtedy był wielki głód kultury niezależnej. Okazało się, że nagrania z moimi piosenkami były spontanicznie kopiowane. Dzięki temu występowałem trochę w latach 80. w drugim obiegu. Uważałem to tylko za przygodę i nie wiązałem swojej przyszłości z regularnymi występami. W roku 1989 moi koledzy namówili mnie, żeby utwory, które zebrały mi się w szufladzie jakoś wydać, zaprezentować światu, a najlepiej zrobić to w formie bigbitowej i tak powstały „Elektryczne gitary”.

Dlaczego pan poszedł na medycynę?

KS: Mocno zadziałał na mnie przykład mojej mamy, która była wybitnym psychiatrą. Obserwowałem ją podczas pracy, nawet jeździłem z nią na dyżury, kiedy nie miała, co ze mną zrobić, nocowałem z nią razem w Tworkach, chodziłem na obchody, przyglądałem się również pracy ambulatoryjnej. Myślę, że zaimponowała mi swoim podejściem do chorych i to pewnie odezwało się później u mnie przy wyborze zawodu.

Przez całe swoje dorosłe życie był pan dwuzawodowcem, lekarzem i artystą. Czy pacjenci traktowali poważnie lekarza, który występuje na scenie, a z drugiej strony, czy koledzy artyści oczekiwali od pana porad lekarskich?

KS: Pomagam chętnie koleżankom i kolegom artystom, jak tylko potrafię. Pacjenci na szczęście mnie nie rozpoznają. Schorzenia neurologiczne budzą duży lęk i chorzy w stresie nie mają głowy do interesowania się prywatnymi sprawami swojego lekarza. Traktują mnie jak każdego innego neurologa.

Żarty pan sobie robi. Jest pan bardzo cenionym neurologiem.

K.S.: Przyznaję, że kolejkę mam długą prawie na rok. Oczywiście zdarza się, że pacjenci podejmują temat mojej działalności estradowej, ale ostatnio bardziej chwalą moje dzieci. Chętnie rozmawiam o sztuce podczas wizyty, bo taki nieformalny kontakt i trochę luzu wobec nieprzyjemnych spraw zdrowotnych jest chorym potrzebny.

Był taki czas, wcale niekrótki w pana karierze artystycznej, kiedy cieszył się pan ogromną popularnością. Jak pan łączył koncerty z pracą lekarską i z życiem?

K.S.: To był obłęd. Nie polecam nikomu. Dawałem radę, bo byłem młody i zdrowy. Poza tym pracowałem kompulsywnie uciekając od problemów osobistych. Dydaktyka, działalność usługowa i naukowa plus estrada dawały się z trudem pogodzić przez pierwsze 10 lat. Nie umiałem skończyć z graniem, dlatego z bólem rezygnowałem z pracy naukowej i szpitalnej. Właściwie dopiero przez ostatnie 10 lat złapałem równowagę - ogarniam pracę jedną i drugą. Mam około 50 koncertów rocznie. To pozwala jeszcze na wykonywanie drugiego zawodu.

Nigdy pan nie chciał zrezygnować z pracy lekarza?

K.S.: Nie. Praktyka lekarska jest psychicznie bardzo nagradzająca i ciężko się z nią rozstać, ciężko odpuścić ten kawałek życia.

A praca artysty?

K.S.: Oczywiście też, ale ona przebiega w innym rytmie, w innym cyklu i można sobie robić przerwy, można też powracać z jakimiś projektami artystycznymi w odpowiednim momencie. Nie ma takiego ciągłego zobowiązania, jak w przypadku pracy lekarskiej.

Tęskni pan czasem za taką popularnością z okresu „Kilera”, czy płyt „Na krzywy ryj”, „A ty co?

K.S.: Tamta popularność pozwoliła mi się dostać do kanonu popkultury. Korzystam z niej do tej pory, promując nowe utwory, oraz wykonując dawny repertuar z Elektrycznymi Gitarami. Uważam jednak, że moja popularność była za bardzo rozdmuchana. Zajmuję się od początku piosenką niszową, która jakimś przypadkiem, szczęśliwym zrządzeniem losu została wypromowana. A mój prawdziwy żywioł to jednak jest to, co robiłem w latach 80., czyli występy w klubach, mieszkaniach, na małych scenach, bezpośredni kontakt z widownią, poprzez piosenkę nie obojętną, reagującą na bieżący kontekst. W ostatnich latach takich koncertów mam najwięcej i to mi pasuje.

Niedawno ukazała się pana najnowsza płyta „Pani Bóg”. W odbiorze muzycznym jest trochę oldskoolowa. Teksty komentujące rzeczywistość w mocnych słowach, gitara. Dla kogo pan tak naprawdę tworzy?

K.S.: Zaczynam od siebie. Sam chcę się dobrze czuć z tym, co prezentuję na płycie i przed widownią. Istnieje nadal publiczność interesująca się tą formą przekazu, jaką jest piosenka artystyczna. Tym razem proponuję tej właśnie widowni program oparty w większości na utworach z ostatnich lat oraz kilku starych - poprawionych. Brzmienie płyty powierzyłem wirtuozom elektrycznej gitary jazzowej, specjalistom „new acoustic” i „gypsy swing”. To muzycy z którymi współpracuję od r. 2017 - gitarzyści Sebastian Ruciński i Tomasz Wójcik. Towarzyszy im na basie Kosma Kalamarz. Do niektórych chórków zaprosiłem najmłodszą córkę Zosię Sienkiewicz (podobnie jak na poprzedniej płycie „Moja bańka”). Zapewne słuchacze zwrócą uwagę na wspaniałe improwizowane i melodyczne partie gitar. W tekstach jak zwykle u mnie sprawy trudne podane lekko oraz sprawy błahe podane ciężko, czyli zabawa słowno-muzyczna, czasem całkiem na serio.

Pewna amatorskość jest ich atutem?

K.S.: Partie gitar są w pełni profesjonalne, a mój głos - no cóż, trzeba wytrzymać. Nie ma perkusji - to może być atutem albumu „Pani Bóg”. Kompozycje - raczej przystępne, żeby dały się zaśpiewać i zagrać przez każdego niedzielnego gitarzystę. Teksty - pewnie że amatorskie, ale wieloznaczne, pozostawiają słuchaczowi pole do własnych skojarzeń. Muszę wspomnieć, że algorytmy na niektórych serwisach cyfrowych od razu - już pierwszy singiel, czyli piosenkę „Piękne dni” a następnie cały program „Pani Bóg” zakwalifikowały jako blues. Tym samym debiutuję jako bluesman i oczekuję na zaproszenia ze strony krajowych scen bluesowych.

W swoich tekstach często komentuje pan rzeczywistość. Półtora roku temu, czyli jeszcze za rządów poprzedniej władzy udzielił pan wywiadu, że dla artysty zaangażowanego takiego jak pan - im gorzej, tym lepiej. Jest o czym śpiewać i z czego się pośmiać. Bardzo często publicznie krytycznie wypowiadał się pan na temat tamtej rzeczywistości politycznej. Teraz jest się z czego pośmiać?

K.S.: Sytuacja jest nadal dynamiczna, głęboko podzielone społeczeństwo, wiele zagrożeń zewnętrznych i wewnętrznych, czyli czasy jak zwykle przejściowe. W takich warunkach piosenka artystyczna ma się dobrze. Opresyjność czasów dobrze służy sztuce, ale do pewnych granic. Kiedy jest spokój rodzi się eksperyment. Kiedy jest ucisk - sztuka staje się zaangażowana. Ale kiedy jest katastrofa, to nie ma sztuki w ogóle. Obyśmy nie musieli tego przerabiać. W piosence „Wolność jest straszna”, całkiem na serio śpiewam, że wolność jest trudna i niewygodna, ale trzeba ją nieść i dbać o nią. Dziś możemy poetycko komentować rzeczywistość i się bawić w sztukę. Warto to docenić.

Wspomniał pan o Zosi Sienkiewicz, z którą pracował pan przy swoich ostatnich dwóch płytach, ale muszę zapytać o dwoje pana innych dzieci, Kasię i Jacka, którzy tworzą zespół Kwiat Jabłoni. Jakie to uczucie był znanym artystą tak jak pan i w pewnym momencie odkryć, że więcej piszą o pana dzieciach niż o panu?

K.S.: To jest uczucie wielkiej ulgi i satysfakcji, że im się udało. W moim pojęciu sytuacja taka zdejmuje ze mnie presję na dbanie o własną promocję. Podświadomie czuję, że  moje dzieci kontynuują coś napoczętego przeze mnie. I zupełnie mi nie przeszkadza, że ich sukces jest większy. To nowe pokolenie perfekcjonistów. Dbają o każdy detal występu. Są wyedukowani muzycznie i mają warsztat. Konsekwentnie promują swój przekaz pro-zwierzęcy i wegański. Ja tak nie umiałem funkcjonować, ale przynajmniej oni wiedzą, jak to robić. Uważam, że w ogóle muzyka na świecie jest coraz lepsza, a Kasia i Jacek w tym zjawisku uczestniczą.

Zachęcał pan ich do wykonywania muzyki?

K.S.: W domu i w samochodzie było dużo różnej muzyki, chodzenie na koncerty, ja się zajmowałem estradą, wiele razy zabierałem dzieci na swoje występy, organizowaliśmy w kręgu rodziny i znajomych wspólne muzykowanie - folkowo-jazzowe jam session. Taka praktyka muzyczna wystarczyła, żeby przekazać pasję.

Jak wyglądały takie domowe jam session?

K.S.: Najpierw w domu, potem w różnych klubach zbieraliśmy się w grupie pasjonatów wspólnego grania. Niektórzy nasi goście naprawdę umieli grać. Zapraszaliśmy kogo się dało, specjalistów od new acoustic, jazzu i folku. Z czasem dzieci przejęły kontrolę nad tymi jam session i same tym sterowały. Było to takie wstępne doświadczenie muzyczne i pół-estradowe.

Czy ich popularność pana zaskoczyła?

K.S.: Martwiłem się o Kasię. Od bardzo młodego wieku na pytanie - kim chce zostać, odpowiadała konsekwentnie, że chce być gwiazdą estrady. I prawdę mówiąc mnie to przerażało, bo wiedziałem, jak nieprzewidywalna jest kariera w popkulturze, jak bardzo rządzi przypadek i też obserwowałem, jak głęboką frustrację przeżywają różni ludzie, którzy chcieli na tej estradzie funkcjonować, a im nie wyszło. Dlatego kiedy Kwiat Jabłoni odniósł sukces, poczułem wielką ulgę. Kamień spadł z serca.

Był pomysł, żebyście kiedyś razem wystąpili?

K.S.: Kasia z Jackiem przez kilka lat akompaniowali mi podczas moich koncertów solowych. Zaprzestaliśmy tej praktyki, kiedy założyli zespół Hollow Quartet i wystartowali do talent show. Wówczas uznaliśmy, że nie będziemy się razem pokazywać, żeby nie było niezdrowych domysłów co do ich ewentualnych sukcesów na estradzie. Udało się - dopiero po kilku latach odsłoniliśmy publicznie nasze związki rodzinne.

A teraz?

K.S.: A teraz jesteśmy tak zapracowani, że na razie nie myślimy o wspólnych projektach, ale kto wie. Wszystko jeszcze przed nami.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Wywiad z okazji płyty MOJA BAŃKA (premiera 8.11.2022) - TYLKO ROCK 28.11.2022

Narodowcy, tęcza, Niemcy, polityka, pogarda dla intelektualistów, podziały społeczne… Czy „Moja Bańka” to próba odreagowania polskiej rzeczywistości?

„Moja bańka” jest płytą tematyczną. Jej program jest artystyczną polemiką  z narodową konserwą. Dołożyłem do tego swoje spojrzenie ateistyczne, fizykę kwantową, psychologię i bluesa. Żyjemy w czasach fatalnych dla Polski, ale świetnych dla piosenki zaangażowanej. Korzystam z tego chętnie, między innymi po to, żeby odreagować frustrację.

Jak się żyje intelektualiście w Polsce? Utwór „Jest kraina” przedstawia kraj, który nie jest dla intelektualistów. Coś się może zmienić?

Historycy uważają, że silne podziały i konserwatywny populizm są charakterystyczne dla społeczeństw, które długo nie miały niepodległości państwowej tak jak w naszym przypadku. Polska była naprawdę silnym państwem, gdy była wielokulturowa. Niestety później w okresie nietolerancji i katolickiego fundamentalizmu Polacy stracili niepodległość w rozbiorach na własne życzenie. Na szczęście mamy nadal sporą część społeczeństwa otwartego na świat i różnorodność. Następuje wymiana pokoleniowa, która nieuchronnie sprawi, że stare runie i w końcu dołączymy do reszty świata. Raz się już udało.

„Ludzie chcą wojny” to numer, który znalazł się na ostatniej płycie Elektrycznych Gitar. Dlaczego znalazł się na nowym krążku z inną muzyką? Czy dzisiaj nie brzmi zbyt prowokacyjnie?

Lubię wracać do piosenek niedorobionych. Jeśli jest okazja, to chętnie nagrywam i wydaję te utwory ponownie. Płyta Elektrycznych Gitar „2020” była robiona w pośpiechu, nie zupełnie tak, jakbym chciał. Jednym z motywów ostatniej płyty „Moja bańka” jest wojenna natura człowieka i potrzeba wroga. Wojna w Ukrainie stała się aktualnym kontekstem do słów piosenki „Ludzie chcą wojny”. Specjalnie brzmi ona słodko, ale jest dramatyczna i antywojenna. Geneza tej piosenki jest również przekorna. Od dawna słucham The Beatles i śledziłem ich dalsze losy. Na jednej z ostatnich płyt Paul’a McCartney’a natrafiłem na utwór „People want peace”. Poczułem, że nie zgadzam się z tą tezą i napisałem swoją polemikę.

W niektórych utworach na płycie w tle słychać żeński głos, który należy do córki Zosi. Rozrasta się muzyczny gang Sienkiewiczów? Jak pan zareagował na olbrzymi sukces Kwiatu Jabłoni i czy razem coś nagracie?

Sukces Kwiatu Jabłoni mnie zaskoczył. Gdy jednak potem zobaczyłem, jak ciężko pracują, przestałem się dziwić. Kasia i Jacek akompaniowali mi na estradzie w latach 2009-12. Potem założyli swój zespół Hollow Quartet i przestaliśmy wspólnie występować, bo nie chciałem, żeby byli ze mną kojarzeni. Ostatnią płytę nagrałem z najmłodszą córką Zosią Sienkiewicz, która wykonała chórki w czterech nagraniach. Mieliśmy już pierwsze wspólne występy z Zosią. Przy następnym albumie też ją zaproszę. Planuję wydać płytę za rok w analogicznym okresie.

Czy Kuba Sienkiewicz będzie koncertował regularnie i często, czy teraz na pierwszym miejscu jest praktyka lekarska? A co z Elektrycznymi Gitarami? Istnieją i istnieć będą?

Ograniczam koncerty. Nie przekraczam trzydziestu występów rocznie z Elektrycznymi Gitarami i drugie tyle solowych. Wolę skupić się na samodzielnym domowym nagrywaniu  i dopracowaniu programów, bo ten na płytę „Moja Bańka” docierał się prawie trzy lata. Na Elektryczne Gitary cały czas jest zapotrzebowanie. Ludzie pamiętają żelazny kanon dwudziestu paru piosenek, przy których świetnie się bawią od dawna i wciąż nas zapraszają.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Wywiad z okazji występu charytatywnego Grupy MoCarta z moim gościnnym udziałem (Wrocław 2022)

Artysta i lekarz – jak i czy te dwie z pozoru różne wrażliwości i zawody wpływają na siebie?

Praktyka lekarska dostarcza inspiracji do piosenek. Z żargonu medycznego pochodzą różne pomysły językowe używane w tekstach - humor lekarski jest łatwo wyczuwalny. Z kolei postawa artystyczna uczy mnie niestandardowego podejścia do leczenia, dystansu do schematów i algorytmów, działania intuicyjnego, które przynosi więcej korzyści pacjentom.

Czy artysta powoduje, że jako lekarz jest Pan wrażliwszy?

Wrażliwość na drugiego człowieka nie jest typową cechą środowiska artystycznego. W tej grupie spotykam częściej postawy narcystyczne, skupienie na sobie, na swojej własnej wyjątkowości, kierowanie na siebie całej uwagi otoczenia, a jeżeli wrażliwość to teatralną i demonstracyjną. Ja też temu ulegam, a to z kolei na chorych odbija się źle.

Czy lekarz sprowadza artystę na ziemię?

Nauki przyrodnicze w tym medycyna uczą myślenia schematycznego i pragmatycznego. Jest ono bardzo przydatne w sztuce. Żeby osiągnąć sukces artystyczny nie można poddawać się emocjom, trzeba planować i kalkulować na zimno. Celnie trafiać w aktualne zapotrzebowanie społeczne i rozkładać siły. Wtedy można zająć trwałą pozycję.

Jakie było najtrudniejsze doświadczenie zawodowe, które znalazło wyraz w Pana twórczości?

Nie zajmuję się trudnymi przypadkami medycznymi w piosenkach. Rozrywka ma służyć zabawie, a nie cierpieniu. Wypominam tylko czasem pacjentom, że nie stosują się do zaleceń, ale za trudniejsze problemy się nie biorę. Oczywiście z wyjątkiem przypadku samego siebie, który jest bardzo trudny i źle rokuje, ale inspiruje do wielu autoironicznych tekstów.

Wydaje nam się, że lekarze są nieśmiertelni (podobnie zresztą jak artyści). Nie chorują, bo przecież leczą innych i medycyna nie ma przed nimi tajemnic. Pan w czasie pandemii ciężko przeszedł zakażenie koronawirusem – czy i jak to doświadczenie wpłynęło na Pana, na relacje z pacjentami i na sztukę?

Nieśmiertelny doktor o mało co sam się nie przekręcił. To mnie bardzo zmieniło. Zacząłem chodzić do dentysty, a to pozytywnie wpłynęło na relacje z pacjentami i na jakość sztuki. W szpitalu zrobiłem kilka dobrych zdjęć i nabyłem nowych umiejętności. Potrafię wykąpać się z podłączoną kroplówką, posprzątać pokój nie odłączając się od tlenu, zagotować wodę przy pomocy dwóch żyletek i drutu.

Polski przebój wszech czasów – istnieje taka piosenka? I czy jest taka, której nie zagrałaby ani grupa MoCarta, ani Kuba Sienkiewicz?

Grupa MoCarta zagra wszystko. Ja raczej specjalizuję się we własnych piosenkach. W kategorii polski przebój wszechczasów wskazałbym „Jej portret” Włodzimierza Nahornego i Jonasza Kofty. Konkurować może znacznie bardziej na świecie znana „Kołysanka” z filmu „Dziecko Rosemary” Krzysztofa Komedy, który choć krótko, ale też był lekarzem.

Wystąpicie Panowie na koncercie charytatywnym na rzecz podopiecznych hospicjum dla dzieci. Jak Pan poradził sobie ze śmiercią ciotki, Krystyny?

Poradziłem sobie zadaniowo. Zamieszkałem w jej domu i wziąłem pod opiekę pięcioro pozostawionych przez nią zwierząt (dwa psy i trzy koty), którym śpiewałem piosenki z repertuaru ciotki - „Dlaczego ciele ogonem miele” i „Ryby, żaby, raki” w każdą rocznicę jej odejścia. One patrzyły na mnie z politowaniem i kiwały głowami.

Często wydaje nam się, że świat jest zdominowany przez zło, a przecież każdy z nas na co dzień i to niekoniecznie wielkimi czynami może robić dobre rzeczy. Jak Wy rozumiecie dobro i takie codzienne czynienie dobra?

Zwykła wzajemna uprzejmość poza domem (na przykład w ruchu drogowym lub w komunikacji publicznej) przekłada się z czasem na gotowość całej zbiorowości do czynienia dobra w dużej skali. Zachowania bezinteresowne, jak chociażby właśnie koncerty charytatywne, też dają taki efekt. Dlatego mimo podziałów politycznych Polacy potrafili w krytycznym okresie udzielić znaczącej pomocy Ukraińcom. Codzienna serdeczność dobrze nastraja do świata.

Czym jest dla Was aktywność charytatywna?

Prawdziwa działalność dobroczynna jest anonimowa, nie szuka poklasku, jest szczera, spontaniczna, odruchowa, nie pochodzi z kalkulacji i przymusu. Jest długotrwała, a nie chwilowa.